6 lipca 2020
Wyrok Mefistofelesa – legenda lubelska
Wyjątkowe miejsca mają to do siebie, że kryją równie wyjątkowe historie. Niektóre z nich to wydarzenia zapisane w kronikach, inne to legendy powtarzane przez kolejne pokolenia.
Lublin to jedno z takich wyjątkowych miejsc. Nie chodzi jedynie o wieloletnią, ponad 700-letnią historię, o renesansowe stare miasto czy unię personalną z Księstwem Litewskim z XVI wieku. Nie chodzi nawet o koziołka, Jana Czechowicza, Bajm czy Budkę Suflera, ani o śliwki w czekoladzie i cebularze – choć to nieodłączne wizytówki Lublina. Wyjątkowość tego miasta kryje się w czymś jeszcze.
Po lubelskim starym mieście, podobnie jak w Warszawie, Krakowie czy Gdańsku, niosą się dźwięki gitar i skrzypiec, zapachy pysznych ciastek i włoskiej pizzy. Tu jednak czuć także zapach cydru z najsłodszych na świecie lubelskich jabłek, którego w innych miastach nie uświadczymy.
Trybunał Koronny
Podczas każdego spaceru Krakowskim Przedmieściem, mijając Bramę Krakowską, na myśl przychodzą niezwykłe opowieści o Lublinie i legendy, które wciąż tam żyją mimo upływu wieków. Swoją niepowtarzalną historię ma ulica Złota, kamień katowski na Jezuickiej, a także fundamenty kościoła św. Michała Archanioła, które dla wielu mogą być po prostu dziwacznym, ale ogromnie ciekawym labiryntem. Najciekawszą historię jednak, którą od najmłodszych lat zna każdy lublinianin, kryje Trybunał Koronny. Początkowo był to ratusz, od końca XVI wieku Trybunał służył zaś jako sąd najwyższej instancji na Małopolsce, który rozsądzał nawet najtrudniejsze spory.
W 1637 roku, pewien bogaty magnat najechał i złupił domostwo bardzo ubogiej wdowy. Zwróciła się ona do Trybunału o zadośćuczynienie za zrabowane i spalone gospodarstwo. Nim jednak odbył się proces, magnat zadbał o swój interes, przekupując świadków oraz sędziów, aby orzekli o jego niewinności uznawszy, że wdowa sama spaliła swój dom, aby wymusić odszkodowanie. Opowieść mówi, że po dwóch przegranych procesach kobieta opuściła salę sądową zrozpaczona, krzycząc, iż sam diabeł wydałby sprawiedliwszy wyrok.
Czarcia łapa
Legenda głosi, że nocą pod gmach Trybunału Koronnego przybyły czarne dorożki, z których wysiadło trzech mężczyzn w eleganckich płaszczach i sędziowskich perukach. Nie wiadomo, jak dostali się do zamkniętej sali sądowej ani też jak ściągnięto tam ową wdowę, magnata, świadków i skrybę. W annałach zapisano jednak, że enigmatyczni sędziowie wysłuchali raz jeszcze obu stron, a po naradzie wydali wyrok korzystny dla kobiety, magnata zobowiązano do naprawy wyrządzonej szkody, a krzywoprzysięstwo świadków ukarano chłostą. Niektórzy mówili nawet, że od mężczyzn śmierdziało siarką, a spod peruk wystawały rogi. Tę niecodzienną historię traktować by można z przymrużeniem oka, jednak po procesie ślad został do dziś. Tajemniczy sędzia, odczytując nowe orzeczenie, uderzył dłonią w stół, by nadać ważność swym słowom i pozostawił na nim znak – wypalony odcisk dłoni.
To oczywiście tylko legenda, ale stół ze śladem czarciej łapy można obejrzeć w Muzeum Lubelskim na Zamku. Małą posiadłość biednej wdowy znajdziemy natomiast w lubelskim skansenie.
Ile prawdy jest w tej historii? Ile historii jest w legendzie? Sprawdźcie sami odwiedzając Lublin.
Autorem zdjęcia jest Krzysztof Masiuk, pracownik w PGE GiEK, a prywatnie rozkochany Polsce fotograf.
Fotografią zajmuje się od 30 lat. Jest zauroczony polską architekturą i krajobrazem w nocnej scenerii. Stworzył projekt promujący na świecie piękno Polski widzianej nocą pt. „Zakochaj się w Polsce nocą”. Zdjęcia z projektu objechały cały świat.
Prezentowane zdjęcie Krakowskiego Przedmieścia w Lublinie również wystawiane było na licznych wystawach m.in. we Francji, Belgii, Chorwacji, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych.