30 sierpnia 2020
Miasto idealne
Mówi się o nim „perła renesansu” lub „Padwa północy”, jednak miejsca tego próżno szukać na mapie Włoch. Okazuje się bowiem, że najwspanialsze zabytki architektury renesansu znajdziemy tam, gdzie ponad czterysta lat temu powstał Zamość – miasto idealne.
Budowa miasta była przedsięwzięciem wymagającym wielkiej śmiałości i wcale nie mniejszych funduszy. Nic dziwnego więc, że pomysł ten zrodził się w głowie potężnego magnata – kanclerza Jana Zamojskiego. Jego wizję urzeczywistnił w 1580 roku wenecki architekt Bernardo Morando. Nakreślił on plan miasta nawiązujący swoim układem do renesansowej idei o doskonałość człowieka. W zamyśle twórcy pałac miał symbolizować głowę, akademia i katedra – serce i płuca, a obronne bastiony – ręce i nogi. Miasto idealne musiało też leżeć nad rzeką, aby usprawnić transport towarów i warunki sanitarne dla mieszkańców oraz posiadać dobudowane kanały, miało być zbudowane na dwóch niezależnych od siebie poziomach (niższym, gdzie odbywała się wszelka działalność gospodarcza oraz wyższym, gdzie znajdowała się dzielnica mieszkalna), a szerokość jego ulic powinna stanowić co najmniej połowę wysokości przyległych budynków. W Zamościu możemy podziwiać to wszystko, gdy wybierzemy się na spacer starówką, ale ten układ widać też bardzo dobrze z lotu ptaka.
Zamość zasłużenie figuruje na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, a Rynek Wielki to prawdziwa gratka dla miłośników sztuki. Zamojska starówka uniknęła zniszczeń wojennych, dzięki czemu do dziś cieszy oczy turystów swoim unikatowym pięknem. Rynek ma idealne wymiary 100 na 100 metrów, a w jego środku wznosi się manierystyczno-barokowy Ratusz z wieżą zegarową.
Zamość zasłynął także jako twierdza nie do zdobycia. Miasto opasają potężne fortyfikacje, które wstrzymały ataki kozaków, a także artylerię szwedzką w okresie potopu. Z tym ostatnim najeźdźcą miasto łączy się także pewna legenda. Podobno król Szwecji próbował zdobyć Zamość fortelem. Przekazał ówczesnemu ordynatowi wiadomość, że planuje odwrót, lecz przed odjazdem chciałby zjeść z obrońcami posiłek pożegnalny w murach twierdzy. Spadkobierca Jana Zamojskiego wyczuł podstęp, ale maniery nakazywała mu przyjąć propozycję króla. Wystawił więc przed mury stoły pełne jedzenia. Zabrakło jednak przy nich krzeseł, celowo – po to by goście nie poczuli się zbyt komfortowo. Ponoć od tamtego czasu poczęstunek podawany na stojąco nazywamy „stołem szwedzkim”.